2018-04-21

4 NIEDZIELA WIELKANOCNA.

Refleksja
Aby lepiej zrozumieć dzisiejszą ewangelię przeczytajmy krótką historyjkę: „Pewien pasterz miał owczarnię. Jedna z owiec znalazła dziurę w płocie i przecisnęła się przez nią. Ucieczka napełniła ją szczęściem. Błądziła długo i wreszcie zagubiła się. Wtem spostrzegła, że idzie za nią wilk. Zaczęła uciekać, ale wilk ciągle był za nią. Aż przyszedł pasterz, ocalił ją i przyprowadził na powrót, z wielką czułością, do stada. Pasterz, choć wszyscy nakłaniali go do czegoś przeciwnego, nie chciał naprawić dziury w płocie”.
Dlaczego dla owcy ucieczka była tak atrakcyjna? Czy wydawało się jej, że pasterz ją ogranicza, nie pozwala w pełni nacieszyć się życiem? Dlaczego pasterzowi zależało tak bardzo, że zaryzykował zdrowiem lub nawet życiem spotkanie z wilkiem, aby uratować owcę? Dlaczego wreszcie pasterz nie chciał naprawić dziury w płocie? Gdyby nie ta dziura, to owca nie miałaby okazji doświadczyć tak wielkiej troski pasterza. O wiele większą radość sprawiało mu znajdowanie zagubionych, niż troska o te, które pozostają w zagrodzie.
„Ja jestem dobrym pasterzem – mówi Jezus w dzisiejszej ewangelii - Dobry pasterz daje życie swoje za owce. Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, którego owce nie są własnością, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza; najemnik ucieka dlatego, że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach”. Dlaczego Bóg „pozwala” nam zbłądzić? Kiedy nas odnajduje i oddaje za nas życie, odkrywamy jeszcze bardziej Jego miłość.
Złota myśl tygodnia
Wierni oczekują od kapłanów tylko jednego, aby byli specjalistami od spotkania człowieka z Bogiem. (Benedykt XVI)
Opowiadanie
Niezdarny żółw
Pewnego dnia w odległej dolinie zaczął padać deszcz i padał tak długo, że cała wieś została zalana. Jeszcze trochę i sponad ciągle przybierającej wody widać by było jedynie szczyty gór.
Nagle dał się słyszeć płacz. To płakał żółw: najpowolniejszy i najmniej rozsądny ze wszystkich żółwi na świecie.
- Dlaczego płaczesz? - zapytała przelatująca ponad nim gęś.
- Tonę - zaszlochał żółw. - Tobie to dobrze, potrafisz fruwać. Ale moje nogi są tak krótkie, że dotarcie do szczytu góry zajmie mi co najmniej miesiąc!
- A cóż to za ceregiele? - ucięła krótko gęś. - Zawołam moją siostrę i razem zaniesiemy cię na górę!
Gdy gęsi powróciły, woda sięgała już szyi żółwia. Zniżyły lot, trzymając w dziobach giętką gałązkę. Żółw uchwycił za nią i z głośnym szumem skrzydeł gęsi wzniosły się w powietrze.
Leciały tak ponad wodą w stronę gór, gdzie schroniła się już cała grupa żółwi. Bowiem inne, mądrzejsze żółwie, kiedy tylko zauważyły, że poziom wody zaczyna wzrastać, natychmiast wyruszyły w góry. mimo to teraz były bardzo zadowolone widząc dwa lecące ptaki, które uratowały najpowolniejszego, głupiutkiego żółwia. Zaczęły wznosić okrzyki radości i chórem zaśpiewały na cześć odważnych ptaków.
- Niech żyją! Hurra! Śpiewajmy dla bohaterskich gęsi!
Znajdując się jeszcze w powietrzu, najpowolniejszy i najgłupszy żółw także zapragnął dołączyć do chóru swych braci. Otworzył pyszczek, którym trzymał gałąź i zaśpiewał: - Hip, hip, hurra... aaach!!!
Nie jest łatwo nauczyć się panować nad własnym językiem